Książkoholizm - pasja czy już choroba
Każdy kąt domowego zacisza wypełniają piętrzące się stosami opasłe tomy książek. Ilości niezliczone, trochę poukładane, a trochę nie. Półki, półeczki, szafki i witryny. Na i pod stołem, przy łóżku i pod poduszką. A co najważniejsze: kolejne w internetowym koszyku zakupów. Lista nie ma końca. Nowe must have i must read pojawiają się w myślach i zaprzątają spokój.
Ich zapach.
Dotyk pod palcami.
Szelest papieru.
Każdy element tej książkowej układanki przyprawia o zawrót głowy i wywołuje myśl: chcę, potrzebuję, muszę mieć.
Odwołać spotkanie tylko po to, aby poczytać;
Z przerażeniem słuchać, że inni nie czytają;
Zazdrościć innym pięknych, nowych książek;
Nie pożyczać swoich książek, a jeśli nawet to robić to niechętnie i z obawą;
Kupować więcej niż da się przeczytać;
Kochać piękne okładki, serie wydawnicze;
Wykorzystać każdą wolną chwilę i zarwać noc dla książki...
Znasz to z doświadczenia?
Jeśli tak to wysoce prawdopodobne, że jesteś KSIĄŻKOHOLIKIEM.
Czy to jeszcze pasja, czy już nałóg?
Czy jest gdzieś granica?
A może jesteś 'zwykłym' molem książkowym?
Mam wrażenie, że czasem sami przed sobą boimy się przyznać, że mamy z czymś problem. Z jednej strony cieszymy się i z dumą opowiadamy, że mamy pasję, że mamy swój mały czytelniczy świat. Z drugiej czujemy, że jesteśmy oceniani przez pryzmat tego, co i ile czytamy, ile kupujemy i ile mamy książek.
Prawda jest taka, że dla każdego granica popadania w nałogowość będzie inna. Owy książkoholizm będzie dla jednej osoby zwykłym określeniem (może nawet takim z przymrużeniem oka), a dla drugiej poważnym problemem, chorobą, wymagającym kontroli, diagnozy i leczenia.
Czy to już nałóg?
Nie ma co ukrywać, że uświadomienie sobie własnego uzależnieniowego problemu jest szalenie trudne. Nie ważne, czy mamy problem z paleniem papierosów, alkoholem, internetem, hazardem, czy też książkami pierwszym krokiem musi być samoświadomość.
W przypadku książkoholizmu zjawisko jest o tyle trudne, że trudno zrozumieć nam, że zwykłe książki mogą wywołać nałóg. A jednak!Jak bowiem inaczej wytłumaczyć sytuację, w której posiadając ogrom książek w domu kupujemy następne, następne i następne - wiedząc już na starcie, że nie damy rady ich przeczytać, że kupujemy żeby mieć, posiadać, podotykać, popatrzeć, postawić na półce i napawać się ich widokiem, że oddajemy ostatnie oszczędności, albo rezygnujemy z innych rzeczy, aby tylko uzupełnić 'zapasy'?
Oczywiście granica między książkoholizmem a zakupoholizmem robi się tutaj ulotna.
Wróćmy jednak do diagnozy!
Objawów poza potrzebą kupowania jest więcej.
Wejdziesz do każdej księgarni i każdej biblioteki, żeby 'pozwiedzać'?
Znasz wszystkie zapowiedzi wydawnicze i śledzisz z zapartym tchem rynek wydawniczy?
Nie możesz spać bo tak bardzo przeżywasz zakończenie książki lub losy ulubionego bohatera? Pojęcie szczęścia utożsamiasz tylko i wyłącznie z możliwością przeczytania w spokoju książki?
Ok, ale powiecie - Iwona, stop, stop! Ja mam te wszystkie cechy, ale nie uważam się za nałogowca. A nawet jeśli to uważam to 'uzależnienie' za zdrowe. Ba! Nawet próbuję zarażać innych swoją 'chorobą'...
I tu dochodzimy do sedna.
Uważam bowiem, że wbrew temu co niesie owy -holik to książkoholizm jest zjawiskiem pożądanym. Rozczytane społeczeństwo to społeczeństwo inteligentne, świadome, elokwentne. Nałóg ten może dać wiele dobrego. Rachunek zysków i strat zdecydowanie przeważa w stronę tych pierwszych.
Jedyne obawy można mieć w owym zapomnieniu przy wydawaniu pieniędzy na książki. Umiar i zdrowy rozsądek jest tu potrzebny.
Kochajmy więc książki, czytajmy najwięcej, jak się da, dzielmy się ową pasją, pamiętając jednocześnie, aby kupować tyle, na ile nas stać, i ile realnie jest w stanie pomieścić nasz dom 🥰
Komentarze
Prześlij komentarz